było właśnie to, że to trochę substancji skojarzeniowej, jakie posiadał, nie mogło sobie dać rady z olbrzymim materiałem notat, zarejestrowanych w woszczynie. Ileż razy tęsknił do jakiejś magicznej ścierki, która by mogła je zmazać. Ci jednak, do których się zwracał o pomoc, wyciskali z jego głowy, jak z <orig>abdomenu</> tabliczki mnożenia, to tylko, co im było potrzebne, pozostawiając woszczynę Drugiego Asystenta pokrytą wciąż takim nadmiarem hieroglifów, że nie różniła się właściwie od owej Arystotelesowej <hi rend="spaced">tabula rasa</>, która przedstawiała umysł absolutnie pusty, nie tknięty jeszcze żadnym doświadczeniem. Nie mogąc więc znaleźć nikogo, kto by w owym wyciskaniu kierował się <hi rend="spaced">jego</> (Asystenta) interesem