kijem po ramieniu i głowie, zachwiał się na nogach i mimo woli krzyknął. Bardziej zły niż przestraszony odbiegł w tył, w stronę domu Widmara, w ciemnościach otrzymał znów uderzenie kijem i upadł. Na ziemi czuł się znacznie bezpieczniejszy. Podniósł się żwawo, jak kot, na jedno kolano, wyciągnął browning i wystrzelił na chybił trafił. Nagle uczuł tuż obok siebie obecność jakiegoś człowieka, wyciągnął rękę, namacał czyjąś łapę i wystrzelił raz jeszcze. Ktoś jęknął, następnie rozległo się tupanie czyichś nóg, ktoś uciekał po drewnianym chodniku.<br>Chirurg pogwizdywał już swoją piosenkę, z rewolwerem w ręku spojrzał pogardliwie i wesoło w okna mieszkania Widmara, jedno