Typ tekstu: Książka
Autor: Marek Soból
Tytuł: Mojry
Rok: 2005
po wielu tygodniach letnich upałów. Wszyscy uciekali z wody, przez cały dzień raczej nie wiało i jezioro było spokojne, ale wtedy wiatr ustał zupełnie, więc oni zrzucali żagle i płynęli na silnikach albo nawet na pagajach, ale my byliśmy już tacy spragnieni, że nie mogliśmy dłużej czekać. Pamiętam, jak biegłam na bosaka po pomoście, po szorstkich, nagrzanych słońcem deskach. Rzuciliśmy worki na łódkę i Henryk na przekor tej ciszy postawił żagle, i wtedy nagle powiało. Odbiliśmy od kei, a wiatr się wzmagał, był coraz mocniejszy i mocniejszy, zrobiło się ciemno i z tych granatowych chmur lunęła woda. Jezioro, dotąd gładkie jak stół
po wielu tygodniach letnich upałów. Wszyscy uciekali z wody, przez cały dzień raczej nie wiało i jezioro było spokojne, ale wtedy wiatr ustał zupełnie, więc oni zrzucali żagle i płynęli na silnikach albo nawet na pagajach, ale my byliśmy już tacy spragnieni, że nie mogliśmy dłużej czekać. Pamiętam, jak biegłam na bosaka po pomoście, po szorstkich, nagrzanych słońcem deskach. Rzuciliśmy worki na łódkę i Henryk na przekor tej ciszy postawił żagle, i wtedy nagle powiało. Odbiliśmy od kei, a wiatr się wzmagał, był coraz mocniejszy i mocniejszy, zrobiło się ciemno <page nr=60> i z tych granatowych chmur lunęła woda. Jezioro, dotąd gładkie jak stół
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego