twarz zatroskaną, niemodny podniszczony garnitur, buty rozbite, wysłużone - taki gość niczego sobie życzyć nie może. Odźwierny psycholog zapytał szorstko: - Pan do kogo? - jakby chciał przytrzymać Szczęsnego za łokieć.<br>- Do pana Biernackiego.<br>- Siedemnasty, drugie piętro, prawo.<br>Opadł pod abażur w muszli wnękowej i nakrył się "Expressem".<br>Dawniej już na schodach zalatywało naftą i smażoną cebulą z pierwszego piętra, gdzie po numerach terkotały prymusy i bieda skwierczała, że strach! Niewymowna, dobrze ułożona, o wysokich aspiracjach. Bieda emigrantów i akademików. Wspomnienia tych, nadzieje tamtych tak samo słabą dawały okrasę temu, co się kładło na patelnię, lombard tak samo szacował ubranie tych i tamtych, więc