jeśli nie czerwonej, to różowej, znalazłem się wśród właśnie tworzącej się elity. Co prawda już sam zawód literata, niezależnie od poglądów, chronił od zarabiania pracą rąk, a nawet od siedzenia w urzędzie za biurkiem. Powrót do kariery urzędniczej, przerwanej przez wybuch wojny, niemniej nastąpił i urzędowałem w latach 1946-1950, najpierw w konsulacie w Nowym Jorku, następnie w ambasadzie. Nie znaczy to jednak, że oddzielony od prawdziwej Ameryki, tej poddanej koniecznościom codziennej walki o dolara, oddawałem się złudzeniom łagodzącym jej przeciwieństwa. Ten ustrój mi się nie podobał, ale nie podobał mi się również komunizm. Dlaczego ostatecznie mają się nam podobać społeczeństwa