także udzieliła się wesołość Alicji oraz księdza: zaczęli rechotać jeden przez drugiego, jeszcze głośniej niż przedtem w ogrodzie. Przestali biec. Stali, śmiejąc się i sapiąc, a niektórzy - żeby złapać dech - usiedli na kamieniach leżących na poboczu.<br>- No, idziemy dalej! - polecił ksiądz po krótkim odpoczynku, uśmiechając się do Alicji. - To już niedaleko. Idziemy, kochani!<br>Ruszyli wolnym, spacerowym krokiem, tym razem ksiądz na czele, Alicja tuż za nim. Ledwo minęli zakręt, ujrzeli syrenkę z trumną na dachu. Najwyraźniej Stanisław - zorientowawszy się, iż pozostawił kondukt daleko w tyle - zatrzymał wóz, żeby zaczekać. Zahamował jednak tak ostro, że silnik zgasł i nie dawał się zapalić