sąsiada dobrodzieja"...<br>Niemniej, w chwilę później, gdy jasna bryczulka ruszyła spod ganku i żwawo potoczyła się ku bramie, pan Czartkowski długo odprowadzając wzrokiem kształtną, niedbale przegiętą w koźle postać "sąsiada dobrodzieja" - uczuł nagle napływającą skądś nieokreśloną gorycz, której posmak drażnił dokuczliwie... Z pewnym chłodem, z ociężałą a szorstką niechęcią myślał o dziedzicu z Wierzbna... O jego liberalizmie i o jego powierzchowności - "jakby z wiedeńskich żurnalów wykrojonej"... O dyskretnym uśmiechu jego twarzy, no i o sławie najpierwszego w okolicy gospodarza, rolnika i pioniera przemysłów...<br><page nr=66> Instynktowne, na wpół świadome poczucie własnej niższości ukąsiło jadowicie pana Czartkowskiego - - Chociaż, po prawdzie, tak źle z nim