i nieznajomy Kurd podniósł się także, i w swoim języku, który, olśniony wspólną nadzieją, rozumiałem naraz jak własny, przyłączył się do mojego śpiewu, że herbowy ptak woła do nas z górnych stron, byśmy powstali i skruszyli kajdany,<br>i obaj mieliśmy łzy w oczach, kiedy żegnając się, ściskaliśmy sobie dłonie, obaj obdarowani:<br>ja wręczyłem mu swoją biało-czerwoną chustę harcerską, a on mnie - starodawny kindżał ze srebrną rękojeścią,<br>i odszedł ścieżką prowadzącą w góry, a ja ruszyłem w dół - do miasta odzyskanej wolności, tego miasta z baśni, gdzie w każdej chwili może zdarzyć się cud,<br>i widziałem mojego papę, jak z tą