z podłogi.<br>Wyciągnął rękę. Tamten chwycił i pomału, <br>besztając tracącego równowagę Adama, windował <br>się w górę, potem już na kolanach, pewniejszy, chwycił <br>go za ramiona. Adam syknął, ale nie puścił Pinokia; <br>kuśtykając dowlekli się do pryczy palacza.<br>Siedzieli ramię w ramię, sapiąc i dławiąc <br>się zmęczeniem i - teraz dopiero - potężnym, <br>obezwładniającym uczuciem ulgi.<br>- Nie wydychasz do jutra, kurduplu - wykrztusił wreszcie <br>Pinokio.<br>- Oberwałeś, chudzielcu - kontynuował myśl <br>Adam. - Żeber nie porachujesz. Położyłem cię.<br>- Należało ci się - kiwnął głową <br>okularnik. - Popamiętasz.<br>- Dostałeś za swoje - zgodził się Adam.<br>Umilkli.<br>Za oknem ktoś przeszedł, zachrobotał klamką u drzwi.<br>Czekali, popatrując na siebie, w okno, w górę