po dwóch tygodniach wymówiono mu. W Łyskowie zaś...<br>Myśli kobiety tymi samymi musiały iść torami, gdyż zapytała: <br>- Panie Dyzma, a nie lepiej by panu wrócić w swoje strony, do rodziny? <orig>Zawszeć</> tamuj coś dla pana znajdą.<br>- Przecie mówiłem już pani Walentowej, że rodziny żadnej nie mam.<br>- Poumierali? - Poumierali.<br>Walentowa skończyła obieranie kartofli i, stawiając sagan na ogniu, zaczęła:<br>- Bo tu, w Warszawie, to i ludzie inne, a i pracy brak. Mój, niby, to tylko trzy dni w tygodniu robi, ledwie na żarcie starczy, a <orig>ichny</> <orig>derektur</>, znaczy się ten Purmanter, czy jak tam mu, to powiada, że może i całkiem fabrykę