byłam w pracy.<br>Aby móc egzystować normalnie, wszystkie zniszczone przez właścicielkę urządzenia musiałam wykonać od początku za swoje pieniądze.<br>Po roku 1960 budynek został sprzedany innej osobie. Ta druga właścicielka ponownie wyrwała instalację elektryczną ze ścian, znów rozebrała balkon, do komórki z węglem wrzucano mi szkło z rozbitych butelek, drzwi oblewano kałem, a kiedy przychodziłam po nocnym dyżurze, by się przed nocą przespać, syn właścicielki włączał radio na cały regulator, po korytarzu jeździł rowerem waląc w moje drzwi, a ustęp był tak zanieczyszczony, że wezwałam komisję z Urzędu. Na klatce schodowej, za strzałkami do załączania i gaszenia światła ustawiono drabinę. Często