zajęta swoją sceną.<br>Reżysera jeszcze nie było, nagle zobaczyłam przygotowane maski, confetti i serpentyny u rekwizytora. Niewiele myśląc, złapałam wielki, świński różowy ryjek, czując że jest to wybawienie z moich artystycznych problemów na ten dzień, nie namyślając się wiele założyłam go na cały pieczołowicie wykonany przez Klausa makijaż, udaremniając jakąkolwiek ocenę jego starań.<br>Reżyser, zobaczywszy mnie, najpierw zbaraniał, a po próbie, na której zagrałam najlepiej jak umiałam, najprawdziwiej i najbardziej wzruszająco, ale ze świńskim ryjkiem na twarzy, zawył z radości. Klaus, długo tego dnia miał czerwone oczy od płaczu, kiedy przychodził przypudrować mi te trzy centymetry czoła, które było widać, ale