ociera. <br>Nikt tego nie widzi. <br>Wtem robotnik, stojący wysoko na rusztowaniu, zawołał: <br>- Królowa, pani Jadwiga, idzie! <br>Stuknęły raźniej młotki, zadzwoniły kielnie, rozjaśniły się twarze murarzy. <br>- Królowa, pani nasza, idzie. Dalej, chłopcy, do roboty! - wołali wesoło. <br>Niebawem ukazała się Jadwiga królowa. <br>Witała uśmiechem łaskawym pracowników, oglądała roboty. <br>Dojrzała smutnego człowieka; nachylony ociosywał pilnie kamień, nie zważał, co się wkoło dzieje. <br>Podeszła doń królowa Jadwiga. <br>- Co wam dolega, przyjacielu? - zapytała łagodnie. - Czy was kto skrzywdził? Czy choroba dolega? - bo bladzi i wynędzniali jesteście.<br>Murarz otarł szybko łzy płynące z oczu. <br> - Nikt mnie nie skrzywdził, Miłościwa Pani, i zdrów jestem. Żona moja ciężko zachorowała