od razu, że Campilli <page nr=38> zorientował się w tym, co odczułem. Podwoił swoją serdeczność. Ale ponieważ w pierwszej rozmowie powiedzieliśmy sobie wszystko, co było do powiedzenia, rozmowa zacinała się. Na szczęście przyszedł mi w pomoc ksiądz de Vos, moja ranna bytność u niego, o której zacząłem opowiadać.<br>- Ach, więc przyjął cię od razu - ożywił się Campilli. Ucieszył się jeszcze bardziej, dowiedziawszy się, że rozmawiałem z de Vosem prawie dwie godziny.<br>- To bardzo dobrze - powtórzył parę razy. - To bardzo, bardzo dobrze. Najmniej uważnie słuchał, kiedy próbowałem odtworzyć to, co mówiłem. Natomiast cały się mobilizował na byle odcień w zachowaniu się księdza de Vos, które