sam poprosił mnie o cokolwiek, byłbym niemową.<br><br>Szymek wyszedł z gabinetu dyrektora. Mrugał okiem. Znaczyło to: "W porządku, mówiłem, jak ustaliliśmy".<br>Usłyszałem swoje nazwisko. Zobaczyłem, że mężczyzna w mundurze ma zapięte wszystkie guziki, a dyrektor musiał poprawić krawat, bo nie przypominał już kokardy jakobińskiej ani wyżętej szmaty, ani szalika z okładem na gardło, tylko znów był zwyczajnym krawatem, kupionym w Domu Towarowym w centrum Wrzeszcza.<br>- No jak? - zapytał M-ski. - Przypomnieliśmy sobie co nieco? Czy wolimy rozmawiać z panem prokuratorem w areszcie? - zakończył głośno.<br>- Tak, proszę pana.<br>- No, mów. - Mundurowy zrobił ręką gest rezygnacji - mów, co wiesz.<br>- Wszystko mam od początku