walczyki, ludzie przechodzili pomiędzy ławkami, wymieniając ukłony albo kurtuazyjne "przepraszam", a na arenie błaznowały dwa klowny, kopiąc się w siedzenia, bijąc po twarzy i oblewając kubłami wody.<br>Pomyślałem wówczas, że Weiser wolałby pewnie być tam, na arenie, występować w jakimś wspaniałym stroju, kłaniać się publiczności i zbierać, tak jak tamci, oklaski za dobrze wykonany numer. Tak pomyślałem widząc jego skupioną twarz i dystans, celebrowany i aż nadto widoczny, dystans wynikający z przekonania: "ja bym to lepiej zrobił", znanego wszystkim nie rozpoznanym artystom.<br>Tak myślałem wówczas i jeszcze długo potem, lecz dzisiaj - gdy opisuję ten moment historii o nim - dzisiaj wyznać muszę