Typ tekstu: Książka
Autor: Uniłowski Zbigniew
Tytuł: Wspólny pokój
Rok wydania: 1976
Rok powstania: 1932
puls w skroniach oraz duszność. Palce jego bawiły się strzępkami, wyłażącymi z kołdry. "To dobrze - myślał - że mnie nie wzięli z sobą. Mógłbym to ciężko przypłacić - ha, jeszcze jednym krwotokiem bodaj. Przy tym nie znoszę wszelkich biur policyjnych, komisariatów, ach, okropne są te brunatne meble, te stępione obowiązkiem twarze urzędników - okropność. A te pytania: A dlaczego? A kiedy? Czy widział? O której? Skąd wie?... To łapanie za słowa... tak, dzięki Bogu, ominęło mnie to. Jaki dziwny ranek jest dzisiaj, prawda, nie ma tych krzyków, śpiewów, kłótni o pierwszeństwo do miednicy, poszukiwań szczotek... tego zwykłego rannego gwaru. Ach, Boże, dopiero teraz mam
puls w skroniach oraz duszność. Palce jego bawiły się strzępkami, wyłażącymi z kołdry. "To dobrze - myślał - że mnie nie wzięli z sobą. Mógłbym to ciężko przypłacić - ha, jeszcze jednym krwotokiem bodaj. Przy tym nie znoszę wszelkich biur policyjnych, komisariatów, ach, okropne są te brunatne meble, te stępione obowiązkiem twarze urzędników - okropność. A te pytania: A dlaczego? A kiedy? Czy widział? O której? Skąd wie?... To łapanie za słowa... tak, dzięki Bogu, ominęło mnie to. Jaki dziwny ranek jest dzisiaj, prawda, nie ma tych krzyków, śpiewów, kłótni o pierwszeństwo do miednicy, poszukiwań szczotek... tego zwykłego rannego gwaru. Ach, Boże, dopiero teraz mam
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego