Znowu zadźwięczał dzwonek, Adam - zelektryzowany - wybiegł do hallu. Otworzył drzwi; tym razem był to Władyś z żoną. Weszli w obłoku zimna i niewinnej obcości, która wypływała z tego, że siebie wzajem oraz własny dom cenili ponad wszystko: każdy człowiek, każdy fakt ze świata, chociażby najbliższego, musiał do nich docierać poprzez opar ekskluzywnych uczuć. Zawsze na ich twarzach, kiedy wkraczali w cudzą sytuację, leżał odblask ostatnich słów, które sobie powiedzieli, które - nigdy, wobec niczego z zewnątrz - nie mogły przestać być ważne. I teraz także - mimo że milczeli, całując się z ojcem, wyglądali tak, jak gdyby urwali w pół zdania. <br>Brnęli ostatnio przez