Przyglądał się im jako forpoczcie tego świata, do którego zmierzał, usiłując wyobrazić sobie Indie. "Gdzie ja jadę, po co właściwie? Dobrze, że nikt nie pyta, bo nie wiem, co bym powiedział".<br>Mówił dumnie: Jadę do Indii. Dla każdego to było oczywiste. Kiwali głowami: tak, tak, rozumieją, może i zazdroszczą. Nikt oprócz kolegi ze stacji benzynowej nie spytał wprost: A po co do Indii? Nikt nie dociekał: Co to te Indie: kraj, subkontynent, mocarstwo czy może Disneyland religijny? Nikt go nie pytał, i nadal tego nie robi, bo Indie to mit, to symbol. Mglisty i trochę zatarty przez czas, ale ciągle odświeżany