przeistaczać, pojawiły się w niej rzeczy całkowicie nietypowe dla chmur i wreszcie... Dobry Boże! To był ląd!!!...<br>Zmniejszyłam szybkość. Bez sił i bez ducha siedziałam w fotelu oparta o koło sterowe, dopiero teraz wyznając sama sobie, że właściwie przez cały czas prowadziło mnie szaleństwo. Rozpaczliwa, beznadziejna determinacja, wzniosły obłęd, dziki, ośli upór, przekora, nieopanowany protest przeciwko przymusowi, mnóstwo różnych uczuć, nie mających nic wspólnego z rozsądkiem. To coś, co mnie zawsze pchało do czynów niewykonalnych i niemożliwych, pchnęło mnie i tym razem i kazało porwać się na idiotyczne przedsięwzięcie, w którego powodzenie sama nie powinnam wierzyć. A jednak wyszło! Udało się