mamy.<br> - Jakie "w razie czego"?<br> Tosiek stał przed nią jakby zmalały, inny niż zwykle.<br><br> - Babusiu, widzisz, dostałem cynk. Muszę coś spalić. Może być u nas rewizja. W pralni jest piec pod kotłem. Popilnujesz, żeby nikt nam nie przeszkodził.<br>- Rozumiem.<br>Wymknęli się bezszelestnie, wolniutko zamykając drzwi. Zamek zaskoczył bez szmeru. Pod pachą Tośka dostrzegła zawiniątko. Nie pytała o zawartość. Zeszli piętro niżej i dopiero tam ściągnęli windę. Oboje milczeniem pokrywali nie dopowiedziane. Stęchły piwniczny korytarz, ciężkie, obite blachą drzwi. Tosiek wyciągnął z kieszeni klucz, przekręcił. Na sznurach bielały prześcieradła. Ich bielizna, dawno już powieszona. Przez kogo, przez Tośka? Niczym nieruchome żagle, pomyślała