po wyłożonych czerwoną kostką trasach rowerowych, które przykryły wertepy, gdzie jeszcze piętnaście lat temu w deszczu i wietrze biegłem z ulotkami zakochany w idei solidarności i niepodległej Polski. <br>Pedałuję, czuję, jak dobrze funkcjonuje mój organizm, jak sprawnie pracują mięśnie nóg. Mijają mnie wariaci w goglach i kaskach, zgredzi na składakach, palanty w elastycznych portkach, całe rodziny terroryzowane przez ojca sportsmena, dojrzewające dziewuszki, które z przodu okazują się przekwitłymi damami. Jadę, rozkoszując się pędem, rozkoszując się swoją sprawnością. I tylko w pewnym momencie nagłe zacięcie się największego trybu napełnia mnie niepowstrzymanym chichotem...<br> <br>godzina 16.05<br><br>Przecinam Nowy Świat i parkuję naprzeciw ponurego