Niebo było piękne i słońce bogate, w jego blaskach cała uroczystość jaśniała jakby w weselu, wśród ptasich barw i dźwięcznych kyrie elejson, w radości dzwoneczków, we łzach matek, które w ciężki czas uchowały swoje dzieci, w modlitwie spełnionych nadziei, w żołnierskim śpiewie, w mowie łacińskiej i polskim Zdrowaś Maryja.<br>Przez pamięć dla ojca chłopiec przybrał sobie imię Franciszek, ten z Asyżu. Jak podkreślała matka - nie żaden inny, tylko ten, co wędrował w sandałach na bosą nogę. Pod barankami nieba, stropem siostry-natury, zaiste po franciszkańsku, zostali namaszczeni dla umocnienia w wierze, niechaj ich prowadzi do ziemi ojczystej. "Życie się sprawdza. Śmierć