dla których jej obecność w Rzymie tego dnia była wskazana, jak gdyby rzecz nie była najnaturalniejsza pod słońcem, że mając tu dom i mieszkając o pół godziny drogi, od czasu do czasu wpada do Rzymu z letniska.<br>Marmurowy stół, przy którym siedzieliśmy, cały się srebrzył od przyborów do herbaty, od pater, półmisków i koszyczków na owoce, ciastka i cukierki. Pani Campilli coraz to mnie częstowała. We wszystkim, co dotyczyło picia i jedzenia, była bardzo uprzejma. Ale kiedy od spraw rodzinnych przeszliśmy do ogólnych, zrobiła się w rozmowie jeszcze przykrzejsza. Do "Jagiellonki" przychodziło trochę prasy emigracyjnej. Znajomi z Krakowa i nie z