drzew wykłócały się ptaki, gdzieś dzięcioł stukotał w wyschłą jak wiór gałąź. Polek stał tak chwilę, dysząc ciężko i boleśnie, a potem nagle upadł na suchą, kłującą niczym sierść trawę leśną. Leżał tak długo, bardzo długo z twarzą przywartą do ziemi. I nagle w którymś momencie poczuł na dłoni czyjś pocałunek, lekki jak kropla rosy. Zerwał się ze wściekłością spod krzaka, chciał rzucić się z pięściami na tego przyjaciela współczującego, lecz przed nim, na podwiniętych nogach, siedziała Paćka z pochyloną ukośnie głową, zdobną w niebieską wstążkę, Paćka pokorna i nieśmiała. Pohamował się więc i syknął tylko:<br>- Czego liżesz się, cholero? Czego