od strony pałacu Haubitzów. Jakiś czas jechałem skrajem pałacowego parku, aż zobaczyłem wzgórze porośnięte gęstwą drzew i krzaków. Tam znajdowały się ruiny obserwatorium. Zostawiłem samochód na drodze i do ruin powędrowałem piechotą.<br>W parku wesoło świergotały ptaki, wśród drzew panował przyjemny chłodek. Radość ptactwa i mnie się udzieliła, ogarnął mnie pogodny nastrój. Niemal zapomniałem, że jeszcze przed kilkunastu godzinami, właśnie gdzieś w tym miejscu, obok parkowego muru, znaleziono mnie zemdlonego, unieszkodliwionego przez tajemniczego napastnika. I można było mieć prawie pewność, że nasze drogi znowu się skrzyżują w chwili najmniej spodziewanej. Albowiem, jak się wydawało, szła tu gra o bardzo wysoką stawkę