mnie połowę roboty, więc za bardzo nie muszę się wysilać, doczytują się nawet rzeczy, których nie napisałem.<br>Kiedyś wspomniałem o pewnym redaktorze naczelnym, traktującym swój fotel jako punkt etapowy w swojej drodze z jednej placówki dyplomatycznej do drugiej placówki dyplomatycznej; wzięło to sobie do serca kilkanaście osób. Do dziś nie pojmuję, dlaczego poczuły się dotknięte, przecież takie oczekiwanie jest u nas czymś naturalnym. Osobiście wolę jednak tych czytelników, którzy rozumieją więcej, niż jak napiszę, od tych, którzy w ogóle nic nie pojmują z tego, co czytają. Bardzo więc współczuję felietonistom "Kultury" skazanym na nierozgarniętych odbiorców.<br>Opowiadał mi niedawno jeden z przyjaciół