sieciowe jadro, którego sterta leżąca w kącie była jego u lubionym łożem biesiadnym.<br>Wreszcie przecież, kiedy wniebogłosy lamentując nad naszym rychłym bankructwem dobywaliśmy banknoty, zabierał je bez słowa, przeliczał i walcząc z drzwiami, które wiatr wyrywał mu z rąk, oddalał się krzycząc, że dorzuci dolę.<br>Śledziliśmy za nim, jak gnany północno-zachodnim wiatrem znikał poza zasłoną deszczu.<br>Powracał od zawietrznej strony wału prowadząc rower ostrożnie i z uwagą słuchając szklanego postukiwania towarzyszącego jego krokom.<br>Przybywała wraz z nim nadzieja mówiąca o tym, że uda się oszukać kilka godzin, zbyć je a później to wszystko i tak się musi skończyć, bo nie może