Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Cosmopolitan
Nr: 03
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2001
Tak je zwą Libańczycy-chrześcijanie, bo muzułmańska część społeczeństwa nazywa je Trablos. Na głównym placu, przy wieży zegarowej, wrze jak w ulu. Niecierpliwi taksówkarze trąbią bez opamiętania, sprzedawca bananów przekrzykuje się z handlarzem zegarków. Włóczę się po suku - arabskim bazarze. Chcę kupić pomarańcze; targuję się, jak mogę, ale gdy wyjmuję portfel, sprzedawca nie chce pieniędzy. Tutaj ciągle ktoś mnie czymś częstuje, zaprasza na kawę - zupełnie bezinteresownie.
Późnym popołudniem docieram do górującej nad miastem krzyżackiej twierdzy. Jak na dłoni widać stąd gęstą zabudowę miasta, w dali z jednej strony błękitne morze, z drugiej - ośnieżone wierzchołki gór. Siadam w cieniu murów, których najstarsze
Tak je zwą Libańczycy-chrześcijanie, bo muzułmańska część społeczeństwa nazywa je Trablos. Na głównym placu, przy wieży zegarowej, wrze jak w ulu. Niecierpliwi taksówkarze trąbią bez opamiętania, sprzedawca bananów przekrzykuje się z handlarzem zegarków. Włóczę się po suku - arabskim bazarze. Chcę kupić pomarańcze; targuję się, jak mogę, ale gdy wyjmuję portfel, sprzedawca nie chce pieniędzy. Tutaj ciągle ktoś mnie czymś częstuje, zaprasza na kawę - zupełnie bezinteresownie. <br>Późnym popołudniem docieram do górującej nad miastem krzyżackiej twierdzy. Jak na dłoni widać stąd gęstą zabudowę miasta, w dali z jednej strony błękitne morze, z drugiej - ośnieżone wierzchołki gór. Siadam w cieniu murów, których najstarsze
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego