takiej roli, są najwyżej przystankami na torze niespodzianek dnia. Ale w miejscu ograniczenia niespodzianek do rozpiętości ich skali od kartoflanki do kaszy, mimo że początkowo wyczekiwanie na posiłek jest pewną atrakcją, to w końcu <page nr=152> i ona wrasta w łańcuch monotonii i wreszcie nie ma nic, jak monotonia posiłków, monotonia pór posiłkowych i monotonia wyczekiwania na pory.<br>I oto człowiek tak jest przerażony tą małostkowością, gdzie życie zamienia się w jedną wielką panmonotonię posiłku, że chcąc ratować się, szuka jakiejś wyrwy, przez którą mógłby zaczerpnąć świeżego powietrza, wolnego od kuchennie zeschematyzowanych domieszek. Dlatego zupełnie śmiało można przypuścić, że któregoś dnia, gdy przyniesiono