sobie radzić z wszystkimi codziennymi problemami. Ale gdy już minie zwariowany i absorbujący dzień, nagle staję oko w oko z jakąś pustką i chce mi się płakać. Nie wiem, nad czym. Czy nad sobą, czy nad innymi, czy nad całym głupim światem? Wiesz, że nie jestem grymaśna ani rozkapryszona. Nie potrzebuję więc strofowania, pocieszania ani poklepywania po plecach. Mój problem jest jakiś głębszy. Mam wrażenie, że moje życie jest bez sensu, choć w zasadzie nic mi nie brakuje. Mam pracę, nie jestem głupia ani trywialna. Czuję się jednak tak, jakby nikt nie był po mojej stronie. Widzę, jak wszyscy biegamy za