sklepik był prawie tak zajmujący jak kuchnia. Właściwie <br>było w nim trochę brudno, ale za to - jaka rozmaitość <br>towaru! Bułki i nafta, mydło i rogaliki, beczka z powidłami <br>i druga ze śledziami, piękne, długie, kolorowe cukierki <br>(te, które były farbowane i których Katarzynie nie wolno <br>mi było kupować "pod żadnym pozorem") i wreszcie - "dzidziusie". <br>Różowe dzidziusie z cukru wielkości mego małego <br>palca, po pięć groszy sztuka, takie, jakie matki kupowały <br>wszystkim dziewczynkom z podwórza, a jakie dla mnie pozostawały <br>w sferze nieosiągalnych marzeń. Ponadto zaś - reklamy! <br>W sklepie pani Rudzkiej wszystkie ściany wytapetowane były <br>po prostu reklamami, które strasznie mi się