stawać na tym stołku za ladą, a matka siadała do szycia. Szyła do ślubu, do komunii, do grobu, do wszystkiego. Kawałek materiału, kawałek kredy, wszystko umiała. Ja obierałam kartofle, sprzątałam, zmywałam, bo matka zawsze miała klientki, zawsze. Obiad nigdy nie był na czas, bo wciąż ktoś przychodził, uwijałyśmy się jak pszczoły. Dziewczynki wołały przez okno, chodź, idziemy grać w piłkę, idziemy grać w klasy, idziemy wić wianki. A matka mówiła, dziś nie możesz, przecież widzisz, że mam klientkę, jutro pójdziesz. To jutro nigdy nie przyszło. Płakałam i robiłam, płakałam i robiłam. Sarenka, o dwa lata młodsza ode mnie, bardzo mądra dziewczynka