cudzie, ani nawet nagłej i totalnej metamorfozie. Nie potwierdzę przecież, że wskutek psychoterapii, której zostałam poddana, poczułam się nagle w stanie euforii, czy chociażby szczęśliwa. Żadne tam gwałtowne przeobrażenie czarnych, nawet samobójczych myśli w samoistną radość i poczucie pełnej i beztroskiej aprobaty życia, bo na przykład trawka ładnie rośnie, czy ptaszek sobie śpiewa. Nie. Czuję się tylko bardziej świadoma, a przede wszystkim spokojniejsza. Może teraz potrafię już obiektywniej, na zimno i z koniecznego dystansu rozważyć czynniki, które mnie do tak drastycznego stanu doprowadziły. <br>Poza słabą odpornością psychiczną, którą mogę już niestety uznać za pewnik, zdecydowanie destruktywną rolę odegrały również pewne niesprzyjające