orientalnie, seraficznie piękna, jak jej kupiona w Paryżu matka; trwał bal - a raczej okupacyjna namiastka, bo i środki nie te, i nie godziło się hucznie na grobie Ojczyzny - ale zeszło się trochę młodzieży i w zwykłych czasach byłaby centrum balu i ozdobą, więc nic nie rozumiała. Ormiańskie, cudowne oczy spoglądały pytająco i lękliwie - czemu nikt nie prosi do tańca ani nawet nie zabawia rozmową. Czytała wszak tyle książek, na pamięć znała tyle wierszy, umiała mówić o Liszcie i Beethovenie, o Norwidzie i Heinem, o Malczewskim i Goi; nawet i o samym Spinozie, ale nikomu nie były tu potrzebne jej uroda i