piersi.<br> I nic więcej nie pamiętam.<br> Zmorzył mnie sobotni już sen, sen wiosennego poranku, może i<br>paschalny, któż to wie?<br> W tym śnie krążyło, brzęczało mi w głowie jak ciężka pszczoła<br>słowo Isza.<br> Natrętne, rozeźlone, a całkiem niezrozumiałe!<br> W sposób nieprawdopodobnie mściwy wierciło mi dziurę w mózgu.<br> Za jakie grzechy?, pytałem Pana Boga, nie mogąc się pozbyć<br>zmory, która wkradła się w mój sen!<br> I dręczyła mnie!<br> Kiedy ocknąłem się wreszcie, półprzytomny, jak z pręgierza<br>zdjęty, późno było, wszyscy już biegli na śniadanie.<br> Przetarłem oczy, jakbym zapomniał o zmorze!<br> Isza isza, isza!<br> Ulotniło się to z mojego mózgu.<br> Jakby ręką odjął