przez zabójcę wybór. Rudźko, skryty w cieniu, osłonięty zagłówkiem i przede wszystkim gorzej zorientowany w sytuacji, w sposób naturalny spadał na koniec listy celów.<br>Pierwszy oberwał jednak nie Borkowski, a jego partner. Gdyby Rudźko miał czas na analizy, pewnie zdziwiłby się, widząc, jak płomyk smugacza gaśnie w plecach pochylonego nad radarem Traczyka. Z przebywającej na zewnątrz dwójki był on zdecydowanie mniej groźny: odwrócony tyłem, za całą broń miał pistolet, w dodatku w zapiętej kaburze. Stojący naprzeciw i uzbrojony w karabin Kozakiewicz wydawał się znacznie groźniejszy.<br>Nie był nawet drugi. Rudźko dostrzegł pajęczynę pęknięć, wykwitającą przed twarzą Borkowskiego, a nim zanurkował przed