się z książką w ręku w głąb podwórka. Idzie niby szybko, ale jednocześnie ruchy jej są wolne, jakby miały w każdej chwili zahamować się, jakby miały wstrzymać swój ruch, gdyby uderzyło o nie jej imię. Wiem, czuję to, że przechodząc spojrzała na mnie. Żegnaj, jutrzenko swobody! Krzywię twarz, słońce mnie razi, jest mi gorąco. Przed chwilą tak rześkie, zdrowe i radosne, staje się obezwładniające i dokuczliwe. Ocieram pot z twarzy. Nic nie pomaga. "Nie należy nadużywać słońca" - przypominają mi się wskazania lekarza szkolnego z okresu przed końcem roku, okresu chrabąszczy, wycieczek za miasto i strachu, którego doznaje się jedynie w szkole