wtedy zlękłam się, co może być za chwilę, bo przecież nic nie rozumiał, tylko w obłędzie, w zapatrzeniu na moją nagość powtarzał - kamelia, nie miałam się gdzie przed nim schronić i mimo woli lgnęłam właśnie do niego, więc zagarniał mnie wciąż natarczywiej, zlękłam się tej siły, a sięgał już po resztkę mego ubioru, by ją zedrzeć, i wtedy coś mnie tknęło, że trzeba mu to powiedzieć, póki czas, i szepnęłam: - Diego nie chcę nic więcej zdjąć z siebie, pamiętaj, nie rób mi t e g o. - Ale on jakby nie słyszał. - Tak, tak - wołał. I znów: - Kamelia! - Diego, słyszysz? - Dobrze, dobrze