miejsca w ziemi. Pamiętał, co wołała w Ostii: "Jakżeż będę umierać, kiedy nie żyłam ja wcale?! - i nie wierzył, żeby ziemia zechciała przyjąć ciało, które nie poznało życia. <br>Blady, dygocący ze zgrozy, rzucił się do Adama: <br>- Ojcze, mów prawdę! Co matce jest? Ją trzeba ratować! Czy ona bardzo chora? <br>Adam rozłożył ręce. <br>- Ja nie wiem... Matka zirytowała się. Na mnie, jak zwykle. O <orig>gamasz</>, że ja nie tak jego wkładałem. Że moje palce jak patyki. A potem jeszcze Zbyszek nie powiedział "dzień dobry"... Ot, i wszystko. <br>Władysław nie dawał się uspokoić. <br>- Ach, przecież jej nie wolno irytować! Przecież trzeba pamiętać, jaka