w lesie grzyby, poziomki, łochynie. Zakonnice przyrządzały nam z tego smaczne potrawy. Modliłyśmy się rano, wieczorem, przed jedzeniem i po jedzeniu. Spowiadałyśmy się co tydzień, a przez jeden dzień w miesiącu nie mówiłyśmy do nikogo, najwyżej do krzyża na ścianie. Modliłam się bardzo szczerze. Od tych słów, których często nie rozumiałam, zależało moje życie nie tylko w niebie, lecz i tutaj, na ziemi. Na mszę w niedzielę i do komunii chodziłyśmy do kościoła, ale spowiedź, nowenny i nieszpory miałyśmy w pałacowej kaplicy. Spowiadał nas ksiądz, który uciekł z Niemiec i schronił się u zmartwychwstanek, bo - o czym nie wiedziałyśmy - też urodził