Dori, w złą pogodę zostawałam u niej na noc.<br><br>Wiosną przyjechał Zolt n Kod ly, który kiedyś jako dziecko się wychowywał w Galancie. Koncert odbył się na wielkim szkolnym trawniku otoczonym białymi sadami i głowa Kod lya kołysała się jak biała grusza. Muzyka tryskała jak nektar z jego magicznych rąk, sączyła się jak wino, rozlewała jak Dunaj. Skocznie i upojnie, powoli i porywiście grały cesarskie sady i królewskie pola, a nad nimi tańczyła dusza tej ziemi, wiecznie młodej, wiecznie rodzącej rozmaitość i mnogość roślin, zwierząt i ludzi, którym nie brakowało chleba. Grał obietnice mojego dzieciństwa, które się właśnie kończyło. I młodości - która