Nie było wprawdzie żadnych kataklizmów, jakie zdarzają się w grudniu: ostrych mrozów, paraliżujących komunikację gwałtownych opadów śniegu, czy powodzi. Strajki też się skończyły przed rokiem. Ale przecież pociągi nasze spóźniają się bez żadnych obiektywnych przyczyn, więc fakt, że ten przyszedł zgodnie z planem, o jedenastej wieczór z minutami, był zaskakujący sam w sobie. W mroku przed dworcem (B jest miastem kilkusettysięcznym, ale mrocznym o tej porze, jak wszystkie zresztą nasze miasta) majaczył zarys tramwaju, do którego wsiadłem z moją niezbyt dużą walizką. Wiedziałem z doświadczenia, <br> że czekanie na taksówkę w koleje przybyłych podróżnych jest zajęciem długotrwałym, przygnębiającym i często nieskutecznym. W zatłoczonym tramwaju