do rowu jak kota. Jechaliśmy jeszcze ze sto metrów, może więcej, nim zahamował. Wyskoczyliśmy. Krowa dźwignęła się na przednie nogi, wlokła przetrącony grzbiet. Kapało z niej rzadkie łajno. Otwierała pysk, ale nie wydawała żadnego głosu.<br>- A chłopak? - spytał bez tchu.<br>- Biegłem do niego, ale od razu wiedziałem, że gotów. Leżał skręcony, głową w dół, w rowie. Stary też to zrozumiał, bo zatrzymał się z daleka i wyciągnął ręce przed siebie, jakby to, co się stało, chciał odepchnąć. "Nie rusz - krzyknął. - Do wozu!'' Od pola biegli chłopi z motykami i drągami, widzieli tylko krowę, starczało, żeby ogarnął ich szał. Zatłukliby nas, gdyby