drwiący, dziecięco dumny a z drobinami skrytej serdeczności, przyoblekł twarz niepodobną w nieodparte podobieństwo.<br>Jej śmiech, Jej twarz. A żeby mi tego jeszcze nie było dość, śmiech zebrał się wsłowa, a słowa, nic o sobie, nic o swym życiu zmartwychwstałym niewiedzące, żartobliwe, tak jak - i o ile - żartobliwym może być ślepy a niechybny, powiedziały do mnie: - Już ja pana nie zostawię w spokoju, już ja się panu przypomnę, pojutrze czy za rok, czy za kiedyś, i może sobie pan tego chcieć albo nie chcieć.<br>Więc tak. Dlatego uciekłem stamtąd, od ogniska wygasłego wczesnym świtem, z miejsca, które by trudno odszukać znowu