dostał najpierw kolorową fasadę. Fasada zaczęła obrastać najdziwniejszymi przedmiotami, w środku miasteczka rósł architektoniczny dziwoląg.<br><br>Solveig ściągnęła z okolicy młodzież, domorosłych artystów. Dała farby, materiały. Powiedziała: Róbcie z wnętrzem, co wam podpowie dusza artysty, macie darmowy plener. Więc tworzyli, wykorzystując to, czego inni się pozbywają, co można znaleźć na wysypiskach śmieci, złomowiskach. Sherwood nie wtrącała się, przywoziła tylko zardzewiałe elementy starego pługa śnieżnego, potłuczoną terakotę, z której układali mozaikową podłogę, albo trzy tony resztek ceramiki. Teraz porcelanowe wazy i dzbanki sterczą ze ścian i sufitu.<br><br>Dzisiaj dom wygląda jak pokolorowane przez dzieci jedno z wczesnych dzieł Gaudiego. - To kicz - przyznaje Solveig