I przez echo powtórzony,<br>Brzmiał i grzmiał na wszystkie strony.<br><br>A bawoły chyląc głowy<br>Legły rzędem. Jeż stalowy<br>Stał podparty halabardą<br>I przyglądał się z pogardą<br>Pokonanym swoim wrogom<br>I mosiężnym wielkim rogom,<br>Po czym w prawo ruszył drogą.<br><br>Dziwne dziwy widział z lewa:<br>Z białych skał sfrunęła mewa<br>Trzepotliwa, śnieżnobiała,<br>W dziobie złoty klucz trzymała,<br>Kluczem skały otwierała,<br>Otwierała złote bramy,<br>Skarbce, zamki i sezamy.<br><br>On szedł w prawo, ciągłe w prawo,<br>Gardził złotem, gardził strawą,<br>Szedł bez przerwy, aż do zmroku,<br>Nie zwalniając nawet kroku.<br>Ani nie jadł, ani nie pił,<br>Tylko chłodem się pokrzepił.<br><br>Kiedy tak przez piachy