karcąco na dzieci, służbę, synową. <br>Lubiła także znaleźć się w tym pokoju, który właśnie sprzątano albo gdzie dzieci odbywały lekcje. Zarówno służba, jak nauczyciele w jej obecności popadli w nerwowe podniecenie, pracowali usilniej niż zwykle. Mimo to nigdy nie znajdowali w oczach Róży uznania. Na wszystko bowiem miała swoje własne sposoby, które - w momentach dobrej woli - wykładała, pilnie bacząc później, czy ściśle zostały zastosowane. Zdarzało się, że - dotknięta nieudolnością wykonawców - sama chwytała za szczotkę czy za podręcznik, zamiatała lub uczyła dla wzoru. W istocie: robiła to lepiej. Jej gesty, jej słowa miały wówczas celność, logikę, lotność niebywałą. Lokaj czy korepetytor odchodził