Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
wspólną nadzieją, rozumiałem naraz jak własny, przyłączył się do mojego śpiewu, że herbowy ptak woła do nas z górnych stron, byśmy powstali i skruszyli kajdany,
i obaj mieliśmy łzy w oczach, kiedy żegnając się, ściskaliśmy sobie dłonie, obaj obdarowani:
ja wręczyłem mu swoją biało-czerwoną chustę harcerską, a on mnie - starodawny kindżał ze srebrną rękojeścią,
i odszedł ścieżką prowadzącą w góry, a ja ruszyłem w dół - do miasta odzyskanej wolności, tego miasta z baśni, gdzie w każdej chwili może zdarzyć się cud,
i widziałem mojego papę, jak z tą swoją nieodłączną torbą lekarską chodzi pod ostrzałem wśród leżących na ulicy, trafionych
wspólną nadzieją, rozumiałem naraz jak własny, przyłączył się do mojego śpiewu, że herbowy ptak woła do nas z górnych stron, byśmy powstali i skruszyli kajdany,<br>i obaj mieliśmy łzy w oczach, kiedy żegnając się, ściskaliśmy sobie dłonie, obaj obdarowani:<br>ja wręczyłem mu swoją biało-czerwoną chustę harcerską, a on mnie - starodawny kindżał ze srebrną rękojeścią,<br>i odszedł ścieżką prowadzącą w góry, a ja ruszyłem w dół - do miasta odzyskanej wolności, tego miasta z baśni, gdzie w każdej chwili może zdarzyć się cud,<br>i widziałem mojego papę, jak z tą swoją nieodłączną torbą lekarską chodzi pod ostrzałem wśród leżących na ulicy, trafionych
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego