zakończyła niespodziewanie i odeszła naprawdę, <br>nie chcąc ani odpowiedzi, ani przeprosin za kopnięcie. Przy <br>mostku, ciągle nie patrząc w jego stronę, nachyliła <br>się i poślinionym palcem przetarła czerwoną, leniwie <br>spływającą z kostki strużkę.<br>Patrzył, póki nie zniknęła w zieleni, a potem <br>powlókł się pod górę. Szorstki kamień w kieszeni <br>uspokajająco szarpał naskórek dłoni. Przynosił <br>ulgę.<br> 12<br>Gnomik stał w kącie korytarza, zaryczany, spuchnięty <br>od łez i rozpamiętywania krzywdy. Półkole współczujących, <br>ciekawych i zadowolonych zamykało kąt z przyzwoitej odległości, <br>szturchając się pod żebra i szepcąc zapamiętale.<br>Zemściła się, wredna jędza! Nierychliwa, ale sprawiedliwa! <br>Za głupiego robaka!... Może znalazła coś jeszcze. <br>Zmełł w